Myślę, że festiwalu rowerowego JoyRide przedstawiać nie trzeba. Jednak, gdyby była taka konieczność, to po pierwsze odsyłam na ich stronę. W skrócie dla leniuszków-każdy tam znajdzie coś dla siebie. Podczas trzydniowego wydarzenia, można wystartować w zawodach rozmaitych dyscyplin, połazić po stoiskach różnych firm, pojeździć / potestować na lajcie lub ostatecznie popić gorzałki i dobrze się bawić na imprezach…

Naturalnie w naszym przypadku główne skupienie było na zawodach enduro. Które myślę, że śmiało, można nazwać jedynymi w swoim rodzaju. Kto był, ten wie, o czym mówię jednak nie czy warto przekonacie się poniżej. Zapraszam do lektury.

Patryk Kwaśny
Patryk leci po P3

Formuła zawodów

Jak to zwykle bywa w zawodach enduro, wszystko skupiło się na odcinkach specjalnych (tzw. OS’ach).
Dlaczego tak? Otóż dlatego, że to tylko na nich mierzony jest czas przejazdu i jego suma decyduje o zajętym miejscu. Natomiast dojazdówki w założeniu mają limity czasowe. Jednak w przypadku JoyRide naprawdę trzeba było urządzić sobie srogi melanż na stanowisku z piwem, żeby nie zdążyć. Skoro już wiemy, jak to wszystko miało wyglądać, to przejdźmy do samych zawodów.

Cztery OS’y

Odcinki specjalne zostały ogłoszone przez organizatorów wcześniej, co umożliwiło zawodnikom zapoznanie się z nimi. Co więcej, były one takie same jak rok temu, jedynie zmieniono kolejność na gorszą (jak dało się usłyszeć). Tym razem pikanterii dodała pogoda, która powitała wszystkich srogą ulewą zaraz przed otwarciem OS1. Część zawodników uznała, że lepiej nie będzie i pojechała po mokrym, co później odbiło się na czasach i glebach… Jak się później okazało, wystarczyło poczekać ok. 40 min, aby wszystko przeschło. Jednak jak to mawiają mądry Polak po szkodzie.

Roman Kwaśny
Po kamieniach, ku zwycięstwu!

OS1

Wydaje mi się, że był on najbardziej losowym odcinkiem całych zawodów. Głównie ze względu na słynną już kamienną sekcję parę sekund po starcie udowodniła ona, że nawet Ci najszybsi muszą okazać jej szacunek. W zasadzie na dole, mało kto mówił o czystym przejeździe kamieni. Po czym następowało kilka zakrętów w lesie i wypadało się na sekcję band po trawie tzw. stary dual. Naturalnie po suchym bułka z masłem, niemniej mokra trawa nigdy nie daje 100% pewności i wymaga zachowania czujności, co najważniejsze był to „najdłuższy” odcinek tych zawodów.

OS2

Po porannym deszczu śladu już nie było, a minęła zaledwie godzina. Dwójeczka to OS biegnący pod wyciągiem, dość kręty z kilkoma technicznym i sypkimi miejscami. Z pewnością jego przypadku trudność wynikała głównie z prędkości i kilku naprawdę dobrych zawodników utknęło na nim w jakimś dziwnym miejscu. Niemniej osobiście mam wrażenie, że w całych tych zawodach był najbardziej przewidywalny i dla tych, co go objeździli kilka razy bardzo powtarzalny.

OS3

Gdy dzwon zadzwonił, można było startować. Serio start był zaraz przy dzwonie… Ten odcinek był chyba najsłabszy ze wszystkich i dawał najmniej frajdy z jazdy. Kilka metrów po lesie i wypad na polanę, którą już do samego końca leciało się do mety, więc sami rozumiecie, szału nie było, a i pisać o nim nie ma co…

JoyRide
Os 3

OS4

Niewątpliwie, na nim działo się prawie cały czas. Zaraz za startem kilka zakrętów po sypkiej ziemi / kamieniach. Później fragmenty z pedałowaniem, żeby zacząć zjazdy po kamieniach, ściankach (które z każdym przejazdem się zmieniały) i zakrętach. Na zakończenie krótki, ale zdradliwy rock garden. Tutaj cały czas trzeba było się mieć na baczności, ponieważ drobny błąd mógł kosztować srogą glebę. Moim zdaniem najlepszy odcinek.

Uwierzcie mi, chciałbym napisać coś więcej o OS’ach, jednak zrozumcie, najdłuższy z nich miał ponad dwie minuty. Natomiast pozostałe poniżej. Zatem i o rozbudowany opis trudno. Ponadto ciężko opisowo zobrazować trasę, dlatego polecam nagrania na YT z relacjami z zawodów.

JoyRide enduro dla kogo?

Zawody enduro powinny kojarzyć się z dniem dobrej i najlepiej wyczerpującej jazdy na rowerze. Podczas którego zaliczamy kilka soczystych zjazdów, a na ich początek musimy się dostać z korby. JoyRide jednak rządzi się swoimi prawami. Ze względu na to, że wszystko odbywa się na jednej górze, sam festiwal skupia wiele dyscyplin, wymaga to kompromisów. Zapewne właśnie dlatego też najszybszy zawodnik Trek Bielsko Racing Patryk Kwaśny zamknął całe zawody w czasie 07:16,12 min. Natomiast amatorom takim jak ja delektującym się czasem spędzonym na odcinkach zawody zajęły 09:02,19 min… Na każdy z OS’ów można było spokojnie pchać rower i po ok. 20 min było się na górze. Subiektywnie uważam, zawody enduro na Joy’u jako fajny dodatek i dobry temat na pierwszy start, zwłaszcza dla ludzi o słabszej kondycji.

Wyniki

JoyRide pudlo
Trek Bielsko Racing miejsce 2

Enduro

P2Trek Bielsko RacingDrużynowo
P1Roman KwaśnyRace Mężczyźni Masters 2
P3Patryk KwaśnyRace Mężczyźni ELITE
P3Igor KrywultRace Mężczyźni U21
P11Maciek PindelRace Mężczyźni ELITE

Pozostałe dyscypliny

P1Igor KrywultKarcher Dual Slalom
P7Igor Krywult OC1 Downhill
P5Patryk Kwaśny OC1 Downhill
P5Patryk Kwaśny E-Bike uphill

Co za rok?

Szczerze? Zawsze będąc na miejscu, mówię, że nie wrócę tam już więcej i wiecie co? Wracam. Nie umiem tego wyjaśnić, niby mało enduro w enduro, suma OS’ów krótsza niż jeden na innych zawodach, pchanie roweru, kolejki w oczekiwaniu na otwarcie odcinków. Jednak może to dlatego, że JoyRide otwiera sezon na dobre, może to otoczka imprezy, a może koszulki w pakiecie startowym? Sam do końca nie wiem. Niemniej jest w tej imprezie coś, co sprawia, że się tam wraca. Na zakończenie jeszcze jedna ważna rzecz, zawody te były pierwszymi z Polskiej Serii Enduro MTB.

Komentarze nie dostępne