Prolog
Kurz już opadł, błoto się wysuszyło a to oznacza że tegoroczne Mistrzostwa Polski Garmin Enduro Trails przechodzą do historii i zarazem zapisują się na jej kartach z kilku powodów. Nie było jeszcze takiej imprezy rowerowej z tak dużą pompą. Wydarzenie było mocno nagłośnione. Zawody miały być również dwudniowe. W Piątek Prostage dla kategorii Pro a w sobotę główne zawody. Nie dość że można było zebrać punkty do startu w EWS, to mieliśmy kategorie PRO oraz HOBBY. Żeby tego było mało to pierwszy raz na polskiej scenie EMTB zagościł tzw. POWER STAGE czyli techniczny odcinek podjazdowy dla ścigających się na rowerach elektrycznych który był połączony z długim oraz kondycyjnym OS4. Zawody zapowiadały się na mocno kondycyjnie, długie i profesjonalnie zorganizowane na wzór EWS.
Ale może od początku. Atmosferę przygotowań i swoistych koncepcji, przypuszczeń, pogłosek można było wyczuć już od końca czerwca. To wtedy jakoś dziwnym trafem wszyscy zaczęliśmy upalać trasy Enduro Trails. Od Szyndzielni, przez Kozią Górę i na Szczyrku kończąc. Wiedzieliśmy że zawody będą na oficjalnych trasach tylko nie wiadomo gdzie dokładnie. Wiedzieliśmy że jest przygotowywana zupełnie nowa trasa w Szczyrku o czarnym oznaczeniu więc będzie stromo i technicznie. Niektórzy obstawiali kilka Oesów z Koziej, inni że będzie większość w Szczyrku, a jeszcze inni słuchając naszych wywodów, delektowali się zimnym piwem przy zachodzącym słońcu na koniec rowerowego dnia.
W końcu nadeszła ostatnia środa przed zawodami. O godzinie 21 miały zostać podane OESy na których będziemy się ścigać. Każdy przed monitorem w pośpiechu odświeżał stronę Enduro Trails aby zobaczyć co tam chłopaki dla nas przygotowali. W końcu JEST a raczej czego nie ma. Okazało się że nie ma klasycznej ścianki na Dziabarze. Została ona zastąpiona łącznikiem z Sahairą. To był naprawdę duży szok i MEGA WOW efekt. Dla nas, startujących na elektrykach, dociera informacja że POWER STAGE czyli techniczny odcinek podjazdowy jedziemy w ciągu z OES nr 4. Trzeba było się przygotować na niezłą wyrypę.
Treningi
Czwartek i piątek były dniami treningowymi. Można było zapoznać się z trasami, objeżdżać je do woli aczkolwiek wiedziałem że jest mało czasu ze względu na dużą ilość zawodników. Zapisanych było 261 osób. Postanawiam zamienić sobie dni treningowe. W czwartek wszyscy byli w Bielsku, ja z Michałem potrenowaliśmy w Szczyrku żeby zapoznać się z nową trasą o wdzięcznej nazwie Bestyja która miała być OS1 oraz OS3. Dodatkowo pogoda przed zawodami nie rozpieszczała. Mgła, duże opady deszczu tylko dodały pikanterii do weekendowego ścigania. Prawdziwy klimat enduro. Bielskie Oesy ogarnąłem w piątek a potem na godzinę 16 już na Prostage.
Prostage – OS1 – Piątek
Tym razem PiąTrek wypada nie na przysłowiowym lajcie a na pełnym skupieniu. Race Mode zaaplikowany. Prostage na nowej trasie Bestyja będzie ustalał kolejność na sobotnie zawody czyli najszybsi będą zaczynać pierwszy sobotni OES jako ostatni. Wszyscy na start Bestyji dostają się kolejką na Halę Skrzyczeńską. Wiem że rower mam perfekcyjnie przygotowany przez chłopaków z serwisu Trek Bielsko, nowe opony założone na przód i tył aczkolwiek stres robi swoje. Dla mnie pierwszy zjazd to zawsze na sztywno. Tak już mam. Odliczanie od 5 w dół i jestem na trasie. Jako że wszystkie OESy najpierw jechały elektryki więc reszta rajderów dopinguje i ogląda nasze przejazdy. Adrenalina pompuje, krzyk kibiców dopinguje, a ja pokonuje kolejne zakręty i przeszkody. Bestyja jest najeżona skokami, hopami, dropami. Wpadam na pierwszą sekcję ze ściankami. Udaję się płynnie przejechać. Do środka kasku docierają pojedyncze okrzyki dopingujących jednak jadę bardzo zachowawczo.
W środkowej części popełniam błędy przy wyborze linii. Jest jeszcze bardziej ślisko niż było wczoraj. Doganiam rajdera na pomarańczowym mondku. Na ściance tracę przyczepność i pakuję się za nim w las. Udaję się szybko wrócić na trasę ale cenne sekundy uciekają. Duża ilość błędów wpływa na czas. Jest delikatnie mówiąc średni a przecież jutro jeszcze raz Bestyja jako OES 3. Pakuję rower do samochodu i do domu spać bo jutro wcześnie pobudka.
Wieczorem podane są czasy startu na jutrzejszy OS2. Moja godzina startu to 8.20. Budzik nastawiam na godzine 6 rano i teraz tylko wypocząć. Dobranoc.
OS2 – Zbój z Otikiem – Sobota/Szczyrk
Dostaje się kolejką na Halę Skrzyczeńską a potem rowerem na Małe Skrzyczne na start Zbója. Warunki pogodowe są rewelacyjne. Wiem że OES będzie mocno kondycyjny zatem błędy i gleby mogą popsuć cały misterny plan. Odliczanie i jestem na trasie. Jedzie mi się wyjątkowo dobrze ponieważ trasa się mocno podsuszyła więc klei świetnie. Udaje mi się dopaść dwie osoby po drodze i jestem na mecie w Solisku. Mocno zmęczony a tu podjazd na OES 3 organizator zafundował elektrykom po stoku narciarskim.
OS3 – Bestyja/Szczyrk
Dojeżdżamy cała grupą na start Bestyji…tak tak. Bestyja jeszcze raz tym razem w roli OESu nr 3. Ustawiamy się według tego jak kto jeździ i dzida w dół. Popełniam zdecydowanie mniej błędów gdyż wnioski z wczorajszego dnia zostały wyciągnięte. Jadę pewniej, lepszą linią i bez gleby. Warunki na trasie też lepsze niż poprzedniego dnia. Poprawiam się o 32 sekundy!!
Teraz trzeba dostać na Szyndzielnię ze Szczyrku na start OS4. Moja taktyka na ten dzień zakładała użycie dwóch baterii aby jak najmniej się zmęczyć na podjazdach. Baterię zmieniam przed podjazdem na Klimczok jeszcze w Szczyrku. Teraz malowniczy podjazd z pięknymi widokami. Swoisty reset dla głowy.
OS4 – Power Stage + Gaciok/Dziabar/Sahaira/Gondola – Bielsko
Po przeprawie w Szczyrku i długim podjeździe na Szyndzielnie dostaję się na start OS4. OES zapisuje się na kartach historii polskiej sceny enduro ponieważ po raz pierwszy będzie techniczny odcinek podjazdowy dla elektryków. Nie tylko ja śmiem twierdzić że zawody dla tej grupy startujących były bardzo wymagające.
Podjazd zaczyna się na żółtym szlaku. Ma w sobie dużo technicznych elementów do pokonania oraz techniczną ściankę zjazdową obok schroniska na Szyndzielni. Po delikatnej obsuwie organizacyjnej startuje na najdłuższy i najbardziej kondycyjny OES tego dnia. Już na samym początku mam uślizg tylnego koła na podjeździe i spadam z roweru. Potem jeszcze jedna obsuwa na trawiastym stromym wzniesieniu. A czas ucieka. W końcu wdrapuję się na szczyt i wpadam na Gacioka. Doping reszty zawodników startujących na rowerach analogowych jest niesamowity. Stoi tu cała śmietanka polskiego enduro. Obydwaj Kwaśni – Roman i Patryk, obydwaj Krywulty – Seba z Igorem i cała reszta bandy. Od krzyków aż mi huczy w kasku.
Zaczynam Gacioka. Odblokowanie zawieszenia na zjazd i kawał zjazdu przede mną. Wiem że muszę się uwijać ponieważ straciłem czas na odcinku podjazdowym. Cały OES przebiega płynnie i bez błędów. Na Gondoli ręce już się powoli betonują a tu jeszcze przejazd prze kultowy wodospad a potem przeprawa przez dwa potoki. Udaje mi się dogonić jednego rajdera i jestem na mecie przy dolnej stacji kolejki gondolowej. Jestem totalnie zabity. 15 minutowy OES zrobił duże zniszczenie w zapasach energii na ten dzień. Chwila odpoczynku i w drogę na ostatnią trasę tego dnia. Kierunek Kozia Góra.
OS5 – DH+ z nowym wariantem – Kozia Góra/Bielsko
Na Kozią dostaję się jak najszybciej jak to tylko możliwe. Chce wystartować w miarę szybko. OES nr 5 zaczyna się kultowym bielskim DH+. Szybka, zjazdowa trasa oznaczona kolorem czarnym z dużą ilością skoków, hopek oraz kamieni. Typowe DH. Dodatkowo organizatorzy przyjemnie ją zakręcili tzn. zrobili bardzo ciekawe odbicie do lasu. Ten nowy łącznik do końcówki Starego Zielonego prowadził po świeżej, mokrej ściółce. Był dość techniczny ponieważ w większości leciał po trawersie. Linie trzeba było łapać od samej góry i nie dać się zrzucić w dół trasy.
Na początku trasy zaliczam niegroźną glebę. Mówię do siebie „jak to się mogło stać ??przecież znam tą trase na pamięć” no cóż..bywa. Zbieram się i jadę dalej. Niestety przy upadku lekko krzywi mi się kierownica co przy szybkim zjeździe i dużych skokach nie pomaga. Pomimo tego wszystko przejeżdżam płynnie i z czasem poniżej 6 minut melduje się na dole. Koniec!!
EPILOG
Zawody kończę na 21. miejscu w swojej kategorii. Zadowolony jestem bo w czasach przejazdu nastąpił progres w stosunku do roku poprzedniego. Czy mogło być lepiej? Oczywiście że tak… gdybym wyzbył się niepotrzebnych błędów których zazwyczaj nie robię. Ale to są zawody i rządzą się swoimi prawami. Na pewno jest to świetna zabawa oraz lekcja jazdy na rowerze i szczerze każdemu z Was polecam tego typu wyzwania. Nieważne czy będziecie wysoko czy też nisko na końcowej liście z wynikami. Doświadczenie które zdobędziecie jest niewspółmierne do tego jak jeździcie na co dzień. Tu nie ma powtórek, poprawek. Jest jeden mierzony przejazd i tyle w temacie. Gonicie kogoś przed Wami i jesteście gonieni. To swoiste polowanie na rowerze – jesteście ofiarą ale również drapieżnikiem.
Wielka piona dla organizatorów. Gratulacje dla wszystkich Mistrzów Polski 2022 oraz każdego komu udało się ukończyć te wymagające zawody. Widzimy się za rok.
Komentarze nie dostępne