Pamiętam swoje kolarskie początki, zupełnie jakby to było wczoraj. Pierwsze wyścigi, wycieczki i treningi. Mogłabym się tu porządnie rozpisać, ale obawiam się, że zanudzilibyście się na śmierć. Szczególnie w pamięć zapadły mi moje pierwsze starty „przełajowe”, roweru przełajowego niestety nie miałam. Moją maszyną w tamtych czasach (luty-marzec 2009) był rower MTB za 1000 zł. Na pierwszy strzał wysortowałam w Kętach. Błoto typu glina było wszechobecne, a mój bolid zamienił się uklejonego potwora.

Ania Tomica - Trek Boone - foto R. Kosakowski
Ania Tomica, foto R. Kosakowski

Nigdy nie zapomnę, jak brodziłam po kostki w tej pięknej brązowej mazi, ciągnąc za sobą rower zupełnie do tego nieprzygotowany, Ale gdzie tam, wystartowałam ponownie w okolicach Myślenic, tam już przynajmniej jechałam 🙂 Tylko rower znielubiłam i tak uzbierałam na mojego pierwszego Treka MTB.

Sezon przełajowy się skończył, odkryłam XC i Maratony i tak jakoś zostało. W ciągu ostatnich lat ubolewałam, że nie mam przełajówki i nie mogę wystartować w cyclocross, ale zdarzało mi się jechać, kibicować.

W tym roku postanowiłam to zmienić i kupiłam mój pierwszy rower przełajowy. Trek Boone, o którym pisałam jakiś czas temu. I teraz pojawia się bardzo ważne pytanie. Dlaczego? Po co mi przełaj w Beskidach i ściganie w cyclocross. Na naszym krajowym podwórku, zawodników specjalizujących się w cyclocross jest niewielu, takich co startują tylko w przełajach, jest jeszcze mniej. Jednak osób na linii startu bywa całkiem dużo. O motywacji innych wypowiadać się nie będę. Z góry mówię, że dla mnie przełaje są jak gra, w której co chwilę coś Cię zaskakuje, musisz podejmować decyzję i reagować w ułamku sekundy.

foto O. Kamińska

Niby jedziesz w kółko, widzom może się to wydawać monotonne i nieciekawe, a Ty od początku do końca lecisz na takiej adrenalinie, że nie ma opcji, by się nudzić. Przeszkody, zakręty, podbiegi, konkurencja. Jesteś niczym drapieżnik na polowaniu, zwłaszcza jeśli (jak ja) startujesz z ostatniej pozycji i próbujesz przebić się do przodu.


Osobiście dzięki jeździe na moim Boone nabieram pewności siebie na rowerze, której trochę utraciłam po ostatnim złamaniu. Nie boję się wyjechać w gorszych warunkach na zewnątrz i odnajduję masę frajdy 🙂 
I nie zapominajmy, próbowanie nowych rzeczy, bodźców naprawdę fajnie wpływa na rozwój. Zarówno my, jak i nasze organizmy potrzebują wyzwań, by być szybszymi i silniejszymi.

Dlaczego warto wsiąść na przełaja?

Korzyści z trenowania na przełajówce:
– Lepsza przyczepność na drogach w warunkach zimowych (na szosie to proszenie się o guza).
– Możesz trenować po szosie, szutrze i lesie, jesienią, zimą i wczesną wiosną warto mieć taką możliwość.
A Twój rower geometrią jest zbliżony do szosy.

Wyścigi przełajowe jako trening dla szosowca czy kolarza górskiego:
– Nabierasz dynamiki, szybciej reagujesz.
– Nauka wyprzedzania na wąskich przestrzeniach i szukanie okazji.
– Trening wysokiej intensywności, pełen rywalizacji, radzenie sobie z trasą na dużym zmęczeniu.
– Uczysz się wskakiwać, zeskakiwać i biegać z rowerem szybko i efektywnie — w MTB się przydaje.
– Pokonywanie przeszkód, zarówno na szosie, jak i na MTB warto umieć pewne rzeczy przeskoczyć.
– Zakręty, nie ma lepszego miejsca do nauki zakrętów, przełaje to jeden wielki zakręt 🙂

Oczywiście da się wiele zrobić samemu, ale w grupie z rywalizacją zdecydowanie jest ciekawiej.

foto O. Kamińska

Komentarze nie dostępne